Jak podejmować śmiałe decyzje
Ponad tydzień. To chyba najdłuższa przerwa do tej pory na blogu. Zwyczajnie nie miałem czasu pisać. Dlaczego? Przez słabe planowanie, przez złą organizację czasu? Jak mówi klasyk: Nic bardziej mylnego!
Życie idealne…?
Janek miał już 21 lat i nigdy nie musiał się o nic martwić. Nie pracował, mieszkał z rodzicami, nie miał żadnych problemów. Nigdy nie musiał podejmować cięższych dezycji niż te jakie piwo wybrać na sobotnią domówke u kumpla. Janek idzie do pracy, w której nie będzie musiał się wysilać. Najchętniej zostałby w domu i się poobijał bo ponieniądze dostaje od rodziców. Ale idzie, bo w domu zaczynają się na niego krzywo patrzeć. Praca jest lajtowa: zadania przychodzą z góry a on je wykonuje bez większego zaanażowania swojego mózgu. Zero stresu, zero wysiłku, zero problemów. Życie idealne?
Mięsień decyzyjny
Gdyby ktoś zaproponował Jankowi zmianę pracy, miasta, założenie firmy – prawdopodobnie poczułby się sparaliżowany i rezygnowałby z góry z każdej opcji, która ingeruje w jego spokojne życie. Nawet przemeblowanie w pokoju mógłby odebrać jako włamanie w prywatność i zakłócenie jego emocjonalnej stabilności. Nie ważne jaki korzyści mogła by ze sobą nieść. Jest tak z jednego prostego powodu:
Im więcej decyzji podejmujesz tym łatwiej i sprawniej ci to przychodzi. Działa to też na odwrót, im mniej dyzycji podejmujesz tym ciężej jest ci je podejmować.
Podejmowanie decyzji działa jak ćwiczenie mięśni na siłowni, dlatego warto to robić. Często śmiałe dyzycje są oceniane z góry jako złe bo wewnętrzenie jako ludzie boimy się zmian, dlatego ciężko spojrzeć na nie obiektywnie.
Pamiętam moją pierwszą wyprowadzkę z domu, 15 kilometrów dalej… ile to musiałem kalkulować, myśleć, zastanawiać się czy warto, całe tygodnie… śmiech na sali. Ale poszło, później następna i następna aż się rozpędziłem. Dziś decyzję o przeprowadzce 300 km dalej podejmuję w ciągu godziny. Mam na to prosty sposób.
Plusy i minusy
Zakładam słuchawki, idę na godzinny spacer i staram się w miare obiektywnie wymienić wszystkie plusy oraz minusy mojej decyzji. Nie ważne czy jest to przeprowadzka, zmiana pracy czy cokolwiek innego. Po prostu wymieniam w głowie wszystkie plusy i minusy (istnieją dużo bardziej wymyślne sposoby, ale mi to wystarcza).
Jeśli pod koniec spaceru plusów jest więcej niż minusów to decyzja jest prosta. Na koniec mówię sobię jedno proste zdanie…
Co będzie to będzie
Nie pamiętam już gdzie, ale przeczytałem gdzieś takie słowa:
Nie proś o pozwolenie, proś o wybaczenie.
Od tamtej pory zawsze się do tego stosuję. Bliscy dookoła często nie będą popierać twoich zmian i jest to normalne bo chcą oni dla ciebie dobrze a wiedzą że zmiany mogą być ryzykowne. Czasami może to oznaczać urwanie kontaktu a to też nie jest dla nich przyjemne. Dużo łatwiej jest natomiast zaakceptować zmiany, które już zaszły.
Jeśli powiesz rodzicom „chcę rzucić pracę, żeby znaleźć lepiej płatną” możesz usłyszeć „zgupiałeś?! przecież masz stablilną pracę, większość ludzi o tym marzy a ty chcesz to rzucić?„.
Jeśli powiesz „przeprowadzam się do XYZ” możesz usłyszeć „po co? toż to dużo miasto, i nikogo tam nie znasz… co ty tam będziesz robił?„.
Ale jeśli powiesz „rzuciłem pracę i już szukam innej” albo „przeprowadzam się do XYZ, już mam zaklepane mieszkanie” to nie powiedzą nic. Może chwile pomarudzą, ale wiedzą, że decyzja już zapadła.
Oczywiście nie namawiam cie do buntu wobec bliskich. To ostania rzecz jaką bym polecił:) Dobrze po prostu wiedzieć jak to często (bo nie zawsze) działa i dlaczego mówią to co mówią.
Dlatego jeśli plusy i minusy mówią mi, żebym działał to mówię sobię „co będzie to będzie” i działam.
Ale co z tą ciszą na blogu?
Specjalnię piszę dziś o decyzjach bo ostania cisza na blogu spowodowana jest jedną z nich. Od półtora roku mieszkałem w Lublinie, było mieszkanie, byli znajomi, było ok. Dziś piszę ten wpis już jako lokator Warszawy. Przeprowadziłem się bo… czas na coś nowego. Jak to z przeprowadzą bywa, trzeba były przewieźć sporo rzeczy, pozaławiać sprawy, a że wszystko wydarzyło się na spontanie (bo od pomysłu na zmianę miasta do pełnej przeprowadzki mięło kilka dni) to nie było czasu na pisanie.
Tak więc, czas na zmiany;)