TS TworcaStron.pl.

Co robić, gdy nie mam weny

Masz do przygotowania projekt ulotki, wizytówki, logo a może coś do zakodowania, ale kompletnie tego nie czujesz… Nie czujesz tego klimatu, zaczynasz sobie wmawiać, że nic ci się nie chce, że jesteś zbyt zmęczony, żeby pracować. Jak żyć, gdy dedline goni a w głowie pustka?

Znają to wszyscy, ale niektórzy uznają, że z pustego i Salomon nie naleje więc skoro w głowie pustka to trzeba poczekać, aż coś się w niej pojawi… w końcu pomysły przychodzą same. Ale na czekanie szkoda czasu! Oto kilka rzeczy, które mogą ci pomóc w stworzeniu weny:

Teoria

Masz do zaprojektowania stronę www. Co robisz? Nie wiesz? Początek jest praktycznie zawsze taki sam. Należy dowiedzieć się jakie zadanie dana strona będzie pełniła… Okazuje się, że to landingpage do zbierania maili. Co więc robisz teraz? Nie wiesz? Praktycznie każdy landingpage składa się z kilkunastu stałych elementów. Zawsze tych samych, ponieważ dzięki nim ma dużą konwersję. To jak ułożenie wieży z gotowych klocków. Trzeba tylko wiedzieć, których klocków użyć. Dzięki znajomości teorii przynajmniej wiesz jak zacząć, to już coś.

Sen

20-minutowa drzemka przywraca 80% energii! Często brak weny może faktycznie wynikać nawet ze zwykłego zmęczenia dniem. Gdy pracuję więcej niż 10h dziennie, drzemka koło 19/20 jest obowiązkowym punktem dnia. Nowa energia to jedno, ale to całkowicie odświeżony umysł. To jak rozpoczęcie dnia od nowa!

Zainspiruj się innymi

Stały punkt podczas problemów z weną. Pustka w głowie? Skocz na Awwwards.com lub Pinteresta, przeglądaj przez pół godziny ciekawe projekty, rób screeny fajnych rzeczy. W momencie, gdy masz już kilka screenów okazuje się, że potrafisz wziąć kawałek z każdego i stworzyć z nich coś zupełnie nowego (btw. to właśnie uznaje się za innowacyjność).   

Daj sobie spokój.

Wyłącz komputer, ściągnij sobie na telefon jakiś podcast na całkiem inny temat i idź na spacer. Przez długi czas to był mój stały punkt dnia. Wychodziłem na godzinny spacer, zawsze miałem kilka stałych tras na skraju miasta. Szeroka ulica, widok pól po prawej i bloków po lewej stronie. Praktycznie zero ludzi. Chodziłem wsłuchując się całkowicie inny temat, a gdy wracałem na mieszkanie miałem już w głowie odpowiedzi na wszystkie pytania. 

Po prostu rób

Zdanie stare jak świat. Pewne rzeczy się nigdy nie zmieniają. Projektujesz logo/stronę/ulotkę, ale nie masz na to pomysłu? Weź kartkę papieru, ołówek i zacznij rysować. Nie ważne co, ważne aby ZACZĄĆ! Gdy zrobisz 20 szkiców, nagle się okaże „hymm.. niektóre nawet mają sens…”, dodatkowo po pewnym czasie, np. 20 minut przebijasz się przez ten moment niechcenia i zaczyna ci się całkiem dobrze pracować. Trzeba przeboleć ciężki początek a później już idzie. 

Dlaczego NIE WARTO być freelancerem

Freelancer to fajnie brzmi, dosyć nowoczesnie, zagranicznie. Na pewno jest niezależny i robi co chce, i bierze tylko takie zlecenia jakie mu się podobają. Ilu freelancerów znasz? Ilu jednoosobowych działalności (dla mnie to to samo co freelnacering)?

Na prawdę taki opis wydaje Ci prawdziwy w 100%? Nie wierzę, na pewno coś podejrzewsz. Przecież gdyby to było takie fajnie i piękne to każdy byłby freelancerem.

Dlaczego w ogóle chcesz zostać freelnacerem? Co to jest za zawód… to to już nie ma NORMALNEJ PRACY, żeby coś takiego wymyślać? Może jeszcze blogerem zostań… Równie dobrze mógłbyś pracować stojąc cały dzień przed domem na trawniku, jako ogrodowy krasnal – zarobki pewnie podobne. Trochę przesadziłem, ale pewnie znalazły by się takie opinie.

Więc dlaczego chcesz zostać freelancerem?

Bo kto robi to co lubi, ten nie przepracuje ani jednego dnia w swoim…..

Bzdura. Nikogo nie obchodzi co lubisz. Ja lubię czytać książki, ale jeszcze nie trafił się taki, który by mi za to chciał płacić. Lubię też grać w nogę, jeździć po stoku (lub stocku ( ͡° ͜ʖ ͡°)) i czasami udawać, że umiem stać na rękach, ale nie miałem okazji na tym zarobic, chyba że parę siniaków i gips na skręconą rękę.

Dlaczego ktoś ma Ci płacić, za to, że robisz to co lubisz? Jaki jest w tym sens, jaka logika?

Oczywiście są sytuacje, że ktoś zarabia na tym co lubi, ale prawda jest taka, że dla ludzi nie ma większoego znaczenia czy to lubisz, ale czy jesteś w tym dobry. Jeśli pracujesz jako murarz i wręcz to kochasz, jarasz się tym, pustaki, cegły, żyłki i zaprawa śnią Ci się po nocach, ale Twoja ściana będzie przypominała jenge… wiesz do czego dążę. Z drugiej strony możesz być Da Vinci’m w układaniu płytek, ale tego nie lubieć. Mimo to, właśnie za to ludzie Ci zapłacą. Robić trzeba to co chcą inni, bo to inni płacą.

Jeśli trafi się okres posuchy i nie będzie żadnych zleceń to przecież nie wybiegniesz na ulicę krzycząc: Ludzie, patrzcie jak ja bardzo lubię rysować, kupcie ode mnie kilka obrazów!

Tak, to jest zasadnicza różnica. Ludzie płacą za to, w czym jesteś dobry, a jeśli przy okazji to lubisz, to chwała tobie. Jednak takie przypadki to niestety rzadkość.

Moża się też wyszkolić w tym co się lubi. Czemu nie? Słyszałeś o teorii 10 tyś. godzin? Kilka lat nauki i ciężkiej harówki brzmi interesująco? Przecież zazwyczaj chodzi o to, żeby mniej pracować, a nie więcej 🙂

Chce mniej pracować

To pójdź na etat, albo najlepiej na 1/2 etatu. Prawdopodobnie przeżyć dasz radę, może nie jak rezydent Dubaju, ale z głodu pewnie byś nie umarł. Zawsze można jeszcze zostać bezrobotnym i jakiś czas żyć z zasiłków.

Zresztą czy te 8 godzin dziennie na etacie to tak dużo? Dodatkowo masz płatne urlopy. Jeśli przyjrzeć się biografiom ludzi, kórzy zakładali wielkie firmy, to normą była dla nich praca po 12-16 godzin dziennie. Rozpadały się ich związki, rodziny, relacje z otoczeniem, bo ciągle byli w pracy. Co mówiono takim osobom? Znajdź sobie w końcu normalną pracę! Może też powinieneś?

W 90% przypadków jako freelancer będziesz pracował 2 razy tyle co na etacie, żeby zarobic tą samą kwotę. Chyba, że masz już doświadczenie, znajomości (wszędzie te znajomości… ) i rozeznanie na rynku. Ale jeśli nie, to czeka Cię ciężka harówka, podczas której pewnie nie raz przejdzie Ci przez myśl „po co ja się w ogóle męczę zamiast pójść na etat”.

Być może chociaż myśl, że nie musisz uczyć się głupich rzeczy da Ci trochę spokoju.

Nikt nie będzie kazał mi się uczyć, tego czego nie chcę

Ten punkt to chyba największe nieporozumienie. To właśnie na etacie uczysz się tego czego chcesz. Jeśli pracujesz jako grafik to uczysz się Photoshopa, Illustratora, InDesigna, może Corella i tyle.

Swoją drogą lubię wymagania firm w stylu: „Musisz znać Photoshopa, Illustratora i Corella” (pozdro dla kumatych). Ale wracając do tematu. Jeśli idę na etat jako programista PHP to nikt nie każe mi się uczyć C++. To nie moja działka i w ogóle mnie to nie obchodzi. Gdy ktoś przyjdzie z pytaniem „stary, wiesz jak wystawić tą fakturę?” możesz odpowiedzieć „lubię placki” i nic specjalnego się nie stanie, poziom Twoich zarobków się nie zmieni. Chyba, że pytającym był szef.

Nawet jeśli nadejdzie dzień, że przyjdą chmury, zrobi się ciemno, będzie padał deszcz i wtedy przyjdzie szef z rozkazem, abyś się przekwalifikował, bo od jutra nie potrzeba już programisty, ale malarza do pomalowania łazienki, to co? To nic. Możesz odpowiedzieć, że jedyny pędzel jakiego używałeś to ten w Photoshopie i idziesz do innej pracy, gdzie znowu będziesz programistą.

Sytuacja freelancera wygląda całkiem inaczej. Jesteś dobrym grafikiem? Heh, spoko, ale grafikę możesz na razie odstawić na bok. Dzisiaj kupujesz 5 książek o marketingu, klientach, negocjacjach i masz zajęcie na najbliższy tydzień. Później trzeba zająć się papierologią, dowiedzieć jak wystawiać faktury, odprowadać podatek. To nawet nie jest wierzchołek góry lodowej… dalej brzmi tak fajnie?

Chcę pracować tylko z tymi, z którymi będę chciał

A najlepiej z nikim. Zresztą… na początku pewnie nawet nie będziesz musiał nikomu odmawiać, żeby obsługiwać „nikogo”. Niby dlaczego ktoś miałby coś u Ciebie zamówić? W tym momencie zaczyna dochodzić do Ciebie, że chyba jednak trzeba było kupić te 5 książek o marketingu i pozyskiwaniu klientów.

Chcę dużo zarabiać

Każdy by chciał. W 90% przypadków jako freelancer będziesz pracował 2 razy tyle co na etacie, żeby zarobic tą samą kwotę.

Po co się męczyć skoro możesz od razu pójść na etat i bez nauki zbędnych rzeczy zarabiać hajsy.

Chcę być swoim panem i władcą

Wiesz kto jest w takiej sytuacji? Pan Stefan, który już o 10 rano zbiera pod sklepem na piwo. Nikt mu nie mówi, co ma robić. Coś Ci powiem, jako freelancer na pewno nie będziesz miał problemu, żeby decydować co zrobić z wolnym czasem. Ponieważ nie będziesz miał takiego czasu. Chyba, że chesz sobie dorobić po godzinach, a nie się z tego utrzymywać.

Freelancer nie jest swoim królem, ona ma więcej szefów niż ktokolwiek inny – wszystki klienci są jego szefami. Jeśli klient chce poprawke na stronie to czy powiesz „sory panie Janku, ale to ja jestem swoim szefem i wg mnie już jest ładnie„? Więc zamiast słuchać jednej osoby, musi słuchać wszystkich na około…

Bo jestem leniwy

Spoko, przejdź na freelancerkę, czemu nie. Wtedy zobaczysz, jaka jest różnica pomiędzy płacaniem za „pracowanie”, a płacaniem za pracę. Prawdopodobnie po kilku miesiącach stwierdzisz, że to ściema, że to wcale nie działa, i w ogóle świat jest zły i podły.

Dalej uparty?

Jeśli mimo to, dalej twierdzisz, że chcesz być freelancerem to dobrze. Chciałem cię przestraszyć, świadomie.

Freelancerka w wielu przypadkach jest niewdzięczna, jeśli potrakuje się jak coś lekkiego. Tymczasem wymaga to znacznie więcej zaangażowania i nauki niż praca na etacie.

Teraz zdradzę Ci sekret: Wszystkie powyższe punkty są prawdziwe. Jako freelancer możesz zarabiać więcej, mieć więcej wolnego czasu, pracować z tymi fajnymi, być swoim panem itd. Ale dopiero po przejściu pewnego etapu, a do tego etapu trzeba (zazwyczaj) ostro harować.

ps. jeśli chcesz kroczyć wielką drogą wolnych strzelców to przeczytaj też, jakie pułapki na Ciebie czekają: Pułapki, które czekają na freelancera

pps. we wpisie jest sporo prawdy, jednak czytaj go z przymrużeniem oka;)

Jak dużo musisz umieć, aby działać?

Popularną blokadą dla początkujących, aby zacząć działać bardziej na poważnie jest: „nie umiem jeszcze wystarczająco dużo„, „jestem jeszcze za słaby„, „przecież są lepsi ode mnie, powinni mieć pierwszeństwo„.

Znasz takie osoby, które mówiły „poszukam pracy jak nauczę się jeszcze paru technologii„, albo „nie będę się ogłaszał, dopóki nie będę w 100% pewny, że to potrafię„?

Nie wpadnij w pułapkę bycia doskonałym

To taka pułapka chęci bycia doskonałym już na starcie, zanim pokaże się światu. Niestety mam złą wiadomość: nigdy nie będziesz w pełni przygotowany! No chyba, że już masz swoją wymarzoną firmę na oku, wiesz jakich technologii wymagają, jak działają i przygotowujesz się specjalnie pod nich.

Najprostrzy sposób na początek to wykonywanie zleceń dla rodziny, znajomych. Wtedy wiesz, że nie poniesiesz żadnych negatywnych konsekwencji. To ma jednak pewne ograniczenia. Już mówię jakie.

Każda firma może korzystać z innych technologii. Jedna może tworzyć strony na darmowych silnikach, inna może tworzyć własne, jeszcze inna tworzy oprogramowania. W takich przypadkach powinieneś znać inne technologie, a może nawet i języki. Jeśli spróbujesz i nie wyjdzie, to przynajmniej wiesz czego musisz się doczuczyć, aby wyszło (a może będziesz miał okazje douczyć się podczas pracy).

3 prawdziwe historie z życia

1:

Opowiem Ci krótą historię mojego kolegi. Na studiach mieliśmy przedmiot o nazwie „Bazy danych”, jak się pewnie domyślasz był to przedmiot o bazach danych. Jak to na studiach, czepiliśmy się wszystkiego po trochu, MySQL, PostgreSQL, SQLite, T-SQL… Oczywiście mało kto się przykładał do nauki, on też, więc semestr zakończył trójką (3) w indeksie (jest to najniższa  ocena, aby zaliczyć przedmiot). Czyli poznał dosłownie same podstawy. Takie wszystko i nic w jednym.

Miesiąc później postanowił złożyć CV do pewnej korpo na człowieka od baz danych. Wyobrażasz to sobie? Zna dosłownie podstawy (po 20 godzinach wykładów i laborek) i składa CV. Przed rozmową kwalifikacyjną poświęcił jeszcze 2 dni na naukę i poszedł do firmy na test z myślą „co będzie to będzie”. Efekt? Pracował tam kilka lat.

Będąc już w pracy, zobaczył jakich technologii się używa, więc dobrze wie czego konkretnie się uczyć. Dzięki temu, nie rozprasza się na inne (niepotrzebne) tematy.

2:

Drugia historia również ze studiów. Jeszcze na pierwszym, albo drugim roku. Znajomy wziął dziekanke, czyli roczną przerwę w studniowaniu, więc dużo się nie nastudiował.
Jego wcześniejsza praca nie miała żadnego związku z informatyką, ale po roku studiów uznał, że chce zobaczyć jak to jest w tej branży. Złożył CV do większej firmy. Bez doświadczenia i z minimalną wiedzą o tej pracy.

Wystarczyło, że dobrze wypadł na rozmowie kwalifikacyjnej i go przyjeli. Zaczynając pracę, jednocześnie uczył się „swojego” fachu. Dzisiaj pewnie trudno byłoby go zastąpić (tym bardziej, że stanowisko jest raczej niszowe).

3:

Trzecia historia będzie o mnie. Nie będę mówił dokładnie kiedy i z kim (może będą to czytać :P). Był czas, że musiałem przygotować dosyć skomplikowany projekt. Podjąłem się zadania z myślą, że jeśli czegoś nie wiem, to bez problemu znajdę to w internecie. Był to pierwszy raz kiedy miałem styczność z daną rzeczą.

Na początku lekko się załamałem, internet trochę mnie zawiódł. Czas leciał, zbliżał się dedline, a ja wciąż nie wiedziałem jak zrobić dany projekt. W końcu znalazłem o tym obszerny kurs, kupiłem i w ciągu doby przerobiłem 20 godzin wideo. Dzień później zrobiłem już tyle, że było co pokazać klientowi i mogłem dalej pracować bez stresu.

Dzięki temu poznałem nową technologię, ale co ważniejsze – zauważyłem, że wszystkiego można się nauczyć, czasami nawet w trakcie.

Działaj i zobacz co się stanie

Branża IT to nie stawianie wieżowców. Nikt nie zginie jeśli się pomylisz. Tym bardziej, że na początku staramy się o te mniejsze posady, mniejsze zlecenia, gdzie ryzyko jest małe, albo nawet zerowe.

Zastanów się jakie mogą być najgorsze konsekwencje? Dostaniesz opieprz w pracy? Żeby Cię zwolnili musiałbyś ładnie przeskrobać lub się obijać. W tych mniejszych firmach zazywczaj doceniają osobe już za chęć nauki i zaangażowanie w pracę. Serio! O solidnego pracownika, który chce się sam uczyć wcale nie jest tak łatwo.

Co jeśli ktoś zamówi u Ciebie stronę internetową, a Ty nie będziesz w stanie jej zrobić? W najgorszym wypadku Ci nie zapłaci (ew. jeśli na umowie będzie wzmiana o karze to możesz coś dopłacić). Ale czy to jest takie straszne? Nikt nie zginie, dalej masz gdzie mieszkać.

Nie namawiam, żeby startować od razu do posady Project Menagera. Do niektórych posad faktycznie trzeba mieć doświadczenie, ale takie doświadczenie nie bierze sie znikąd. Zawsze gdy biorę się za nowy projekt, co do którego nie jestem przekonany zastanawiam się nad 2 rzeczami:

20 godzin wystarczy

Są osoby, które twierdzą, że wystarczy 20 godzin, aby poznać coś na ’zadowalającym’ poziomie 😉 (film poniżej)